Ochrona dzieł sztuki jest sztuką samą w sobie. Opracowanie systemu BMS dla muzeum czy galerii to proces twórczy, wymagający nie tylko maksymalnego profesjonalizmu na polu automatyki budynkowej, lecz także rozumienia specyfiki działania instytucji kultury. Niemal stuprocentową gwarancją bezpieczeństwa eksponatów byłoby zamknięcie ich w klimatyzowanym skarbcu w utajnionej lokalizacji. Byłby to też stuprocentowy absurd. W tej grze chodzi bowiem o to, by zapewnić maksimum bezpieczeństwa i jednocześnie umożliwić odbiorcy jak najlepszy (najbliższy, bezpośredni) kontakt z dziełem sztuki. Choć te dwa cele wydają się wzajemnie wykluczające się, to dzięki współczesnym systemom zabezpieczeń są możliwe do osiągnięcia.
System BMS dla muzeum lub galerii sztuki powinien być skuteczny i praktycznie niewidoczny. Jeżeli jest dobrze zaprojektowany i faktycznie dedykowany potrzebom konkretnej instytucji, to nie tylko zapewnia ochronę (antywłamaniową, przeciwpożarową, kontrolę dostępu, monitoring). Może także bardzo skutecznie wspierać działalność merytoryczną instytucji.
Tak jak w kinie
Gdy mówimy o ochronie dzieł sztuki, zazwyczaj wyobrażamy sobie sytuacje przypominające sceny z filmu „Afera Thomasa Crowna”. I dobrze, bo czasami tak właśnie to wygląda. Kradzieżami dzieł sztuki zajmują się artyści w swoim fachu. Często działają na zlecenie prywatnych kolekcjonerów, a ich metody są iście filmowe. Dlaczego? Bo stawka jest naprawdę wysoka.
Nawet prowincjonalne muzea mają kolekcje, których wartość rynkowa idzie często w setki tysięcy i miliony złotych. Wystarczy wspomnieć, że obrazy polskich twórców współczesnych, Wojciecha Fangora i Romana Opałki, osiągają ceny aukcyjne powyżej 2 milionów złotych. Pełne wyobrażenie o możliwej wartości dzieł sztuki daje licytacja przeprowadzona w listopadzie 2017 roku w domu aukcyjnym Christies. Trwała 19 minut i sprzedano wtedy obraz Leonarda da Vinci „Salvator Mundi” za 450 milionów dolarów.
Współcześnie trudno sobie wyobrazić skuteczną ochronę przed kradzieżą w muzeum bez systemów monitoringu wizyjnego, kontroli dostępu, czujników ruchu i drgań, systemów alarmowych. Czym większy obiekt, tym bardziej oczywista jest z jednej strony daleko posunięta automatyzacja – z drugiej integracja w ramach systemu BMS. Bez tego skuteczne zarządzanie jest fikcją.
Jednak kradzieże to tylko jedno z wielu zagrożeń, na jakie narażone są dzieła sztuki, cenne dokumenty i inne wiekowe przedmioty. Wszyscy złodzieje razem wzięci dokonali mniejszych zniszczeń niż ogień, woda (wilgoć) i światło (promieniowanie UV).
Automatyka HVAC ratuje i przedłuża życie
O ile w przypadku ludzi klimatyzacja jest kwestią komfortu, to w odniesieniu do dzieł sztuki – obrazów, dokumentów papierowych, tkanin, mebli – utrzymanie właściwej temperatury i wilgotności częstokroć decyduje o zachowaniu lub bezpowrotnej utracie bezcennych obiektów.
Nawet w niewielkich, prowincjonalnych muzeach rutynowo montuje się stacje meteo, które powiadamiają o niekorzystnych zmianach mikroklimatu. Zarządzanie muzealnymi molochami w rodzaju polskich Muzeów Narodowych wymaga zintegrowanych systemów monitoringu i automatyzacji sterowania temperaturą, wilgotnością powietrza, oświetleniem.
Zarządzanie klimatem dotyczy w równym stopniu sal ekspozycyjnych, jak również na co dzień niewidocznych, lecz nie mniej ważnych obiektów magazynowych, gdzie gromadzone są i przechowywane muzealne kolekcje.
Automatyka BMS dla muzeum i galerii
Choć muzea są instytucjami raczej konserwatywnymi i niechętnymi nowinkom, to w przypadku stosowania systemów zabezpieczeń i automatyki budynkowej stały się liderem wśród instytucji użyteczności publicznej. Dlaczego? Bo nie mają wyjścia. Żeby wypełniać podstawowe dla siebie zadania zabezpieczania, prezentacji i upowszechniania pamiątek przeszłości i materialnych świadectw kultury są zmuszone korzystać z nowinek technologicznych.
Dobrą ilustracją tego mechanizmu jest wypożyczanie dzieł sztuki. Żeby zaprezentować cenny obraz czy rzeźbę, należy zapewnić jej właściwy nadzór (monitoring, kontrola dostępu), ochronę (antykradzieżową, przed aktami wandalizmu, pożarem, zalaniem) i warunki ekspozycji (odpowiednia, regulowana temperatura, wilgotność, oświetlenie). Jeżeli placówka nie spełnia wymogów, żadne pieniądze nie umożliwią jej wypożyczenia cennych eksponatów. Do tego dochodzi obowiązkowe ubezpieczenie na czas prezentacji – jest tym droższe, im niższy jest poziom zabezpieczeń.
Niezwykle istotna jest też kwestia dopasowania warunków ekspozycji do potrzeb osób z dysfunkcjami ruchu, wzroku czy słuchu. Obsługa odbiorcy o szczególnych potrzebach również wymaga automatyki (windy, schodołazy, dostosowane toalety) i inteligentnych urządzeń.
Muzealny faciliter – zawód z przyszłością
Szeroko rozumiany Facility Management to nie tylko automatyka. Facility manager to ktoś, kto posiada szeroką wiedzę ogólną, kreatywność, umiejętność odgadywania potrzeb klienta (odbiorcy, użytkownika). To osoba, która dba o to, żeby nie zacinała się winda, drogi pożarowe były dobrze oznakowane, trawnik przystrzyżony, śmieci wywiezione, żeby nie brakowało miejsc parkingowych, a w menu baru znalazł się ten rodzaj kanapek, którego poszukują osoby odwiedzające instytucję. Faciliter sprawia, że cała maszyneria budynku jest sprawnie działającym organizmem, stwarzającym jak najlepsze warunki pracy, odpoczynku czy – w omawianym przypadku – kontaktu ze sztuką.
Panuje dość powszechna zgoda, że przeminęły już czasy, gdy muzea i galerie były „świątyniami sztuki”, do których wchodziło się w nabożnym milczeniu i w filcowych kapciach. Jednak rzeczywistość ciągle skrzeczy. Przeprowadzenie instytucji kultury od formy „świątyni” do miejsca przyjaznego użytkownikowi to – używając określenia z minionej epoki – szeroki front pracy dla facility managerów. Polskie muzea i galerie mogą okazać się bardzo ciekawym polem ekspansji dla branży FM.