Jeżeli pilot od telewizora trzymany w zasięgu ręki sprawia, że czujesz się „panem sytuacji”, nie musisz dalej czytać. Może jeszcze tylko wyobraź sobie, że takim urządzeniem (smartfonem, tabletem) możesz wyłączyć żelazko znajdujące się na innym kontynencie. Jeżeli jednak kompletnie Cię to nie kręci, to… Doskonale! Jesteś naszym idealnym targetem. Ten tekst jest dla „opornych” – dla wszystkich, którzy na hasło ‘inteligentny dom’ odpowiadają pytaniem: a po co to komu?
Najkrótsza odpowiedź zawiera się w czterech słowach: oszczędność, komfort, bezpieczeństwo i prestiż. To, który argument uznamy za istotniejszy, jest kwestią indywidualnych preferencji.
Płacisz mniej
Już nie trzeba wydać fortuny, by po przekroczeniu progu zostać zagadniętym po imieniu, a budząc się rano, usłyszeć ulubioną piosenkę i wciągnąć w nozdrza zapach świeżo zaparzonej kawy. Automatyka budynkowa przestała być zabawką dla najbogatszych.
Obcowanie z inteligentnymi urządzeniami daje niemal absolutną pewność, że dostaniemy to, na co mamy ochotę. Jeżeli kończąc pracę, poprosimy inteligentny dom o to, żeby przygotował się na nasze przybycie (podniósł temperaturę w pomieszczeniach, opuścił rolety w oknach, odgrzał pozostawioną w piekarniku kolację czy zamówił w sieci brakujące produkty spożywcze), to możemy być pewni, że to zrobi.
Ponadto te wszystkie „zabawy” z nastawianiem temperatury, regulowaniem oświetlenia czy automatycznym domykaniem okien dachowych, gdy zaczyna padać deszcz, są nie tylko wygodne, ale dają też całkiem realne oszczędności.
Wystarczy prosty przykład z regulowaniem temperatury w pomieszczeniach. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której biegamy z termometrem i dokręcamy lub odkręcamy kurki na grzejnikach, żeby zmniejszyć lub podnieść temperaturę o 1 stopień Celsjusza. Przecież i tak zapewne nie odczujemy zmiany. Fakt – my nie, ale nasz budżet z pewnością tak.
Jeżeli wierzyć producentom sprzętu do inteligentnych domów, „urwanie” jednego stopnia w domu o powierzchni około 200 metrów kwadratowych daje miesięczną oszczędność na poziomie kilku procent. Oczywiście wpływa na to wiele czynników i końcowe oszczędności mogą być bardzo różne. Jednak nie podlega dyskusji fakt, że automatyczne pilnowanie, by energię pobierały tylko te urządzenia, które są wykorzystywane (a nie np.: pozostawione w kontaktach ładowarki czy światło w toalecie, którego nie wyłączyliśmy przed wyjściem z domu), znacząco obniża koszty eksploatacji. Im większy budynek, tym więcej zaoszczędzimy.
Malkontenci twierdzą, że można ten sam efekt uzyskać bez domowej inteligencji, czyli bez spinania wszystkich urządzeń w jeden system. Można nastawić bojler na grzanie wody tylko w godzinach nocnych (tańsza energia) czy zaprogramować ekspres do kawy na zaparzenie ulubionego napoju o określonej porze dnia. Można. Podobnie jak można byłoby do tej pory zmieniać kanały pokrętłem na telewizorze. Jednak wygrało rozwiązanie wygodniejsze.
Mieszkasz i żyjesz wygodniej
Wygoda sterowania całym domem z poziomu jednego urządzenia nie wymaga uzasadnień. Szczególnie w sytuacji, gdy jest to dom lub budynek duży, w którym dokonanie „obchodu” jest nie tylko czasochłonne, ale też zawodne. Odłączenie dopływu prądu do konkretnego gniazda jest o wiele wygodniejszym sposobem przerwania pracy grzejnika lub żelazka niż wyciągnięcie wtyczki z kontaktu. Po pierwsze, nie musimy ruszać się z miejsca, po drugie, niczego nie przeoczymy, bo system inteligentnego domu poinformuje nas, które urządzenia są podłączone lub nie, i pozwoli na zdalną zamianę ich parametrów.
Prosta automatyka bram garażowych i wjazdowych pozwoli Ci przemieścić się z domu do pracy bez przejmowania się kaprysami pogody. Jeżeli w system inteligentnego budynku „wpięty” jest również Twój samochód, to zapomnisz o mozolnym skrobaniu szyb i nagrzewaniu wyziębionej kabiny – auto będzie czekało ciepłe i gotowe do jazdy.
A jeżeli nawet w czasie jazdy poczujesz niepokój, czy w domu nie pozostawiłeś włączonego żelazka, niezgaszonych świateł, otwartych okien lub – bywa i tak – niezabezpieczonych drzwi wejściowych, wszystko sprawdzisz i „naprawisz” za pośrednictwem aplikacji w smartfonie. Oszczędzisz sobie nerwów i czasu, a w sytuacjach krytycznych ochronisz swoje mienie przed zniszczeniem lub kradzieżą. Przy okazji możesz zbudzić dzieci i sprawdzić, czy zamiast szykować się do szkoły, nie przesiadują przy komputerach.
Czujesz się bezpieczny
Poczucie bezpieczeństwa to koronny argument za systemami inteligentnych domów. Są one bezkonkurencyjne zarówno w zabezpieczaniu przed potencjalnymi włamywaczami, jak też przed następstwami zaniedbań i roztargnienia.
Jeden niezakręcony kran może spowodować straty rzędu dziesiątek, a nawet setek tysięcy złotych. W inteligentnym domu wystarczy czujnik zalania wodą umieszczony pod umywalką czy przy pralce. W przypadku wycieku odcina centralny zawór wody. Koszt takiego czujnika to kilkaset złotych. A można jeszcze prościej: wraz z przekręceniem klucza w zamku (lub po prostu zdalnego zamknięcia drzwi i uzbrojenia alarmu) odcinane są zawory gazu i wody. To przykład, bo z zamknięciem głównych drzwi możemy powiązać dowolne akcje.
Inteligentny dom ma również całą paletę „niespodzianek” dla potencjalnych włamywaczy. Najprostsze, ale w praktyce niezwykle skuteczne jest np.: automatyczne włączanie się silnego światła lub zraszacza, gdy czujnik ruchu wykryje obecność intruza na naszym trawniku. Jeżeli dojdzie do próby sforsowania drzwi, na przeszkodzie staje zamek automatyczny. Próba nieautoryzowanego otwarcia wzbudza alarm, a informacja o włamaniu dociera natychmiast do agencji ochrony.
Dużą skuteczność mają też metody prewencyjne, których celem jest zniechęcenie złodzieja. Inteligentne domy mają możliwość symulowania obecności domowników: o określonych porach zapalają się i gaszą światła, podnoszą rolety w oknach, włączają muzykę czy telewizor. Mogą te czynności wykonywać w różnych wariantach czasowych i w różnej kolejności – wszystko po to, by stworzyć wrażenie naturalnego użytkowania.
Jesteś trendy
Do argumentów o oszczędności, bezpieczeństwie i wygodzie inteligentnych domów nie zaszkodzi dorzucić jeszcze jednego: takie budynki są trendy. Nie świadczą wyłącznie o zasobności portfela, lecz o „byciu na czasie”. Są oznaką prestiżu.
Nie ulega wątpliwości, że automatyka budynkowa i idea inteligentnego domu wychodzi naprzeciw starej jak ludzkość potrzebie sprawstwa i posiadania władzy nad rzeczywistością. Nie oceniając, czy jest to potrzeba z rodzaju tych „wyższych”, czy raczej mocno przyziemna, wypada stwierdzić, że niemożliwość jej zaspokojenia odbija się niekorzystnie na naszej samoocenie. I to jest ostatni (a może dla wielu najważniejszy, choć nie zawsze uświadamiany) argument przemawiający za sensem budowania inteligentnych budynków. Skoro można sobie poprawić samopoczucie, to dlaczego mamy się przed tym wzbraniać?
Dostosuj się albo…
Z nowymi technologiami, i w ogóle wszelkimi nowalijkami, tak już jest, że o ich stosowaniu nie decydują racjonalne potrzeby, ale emocjonalne wybory użytkowników. Wystarczy przypomnieć karierę, jaką zrobił SMS, czyli short message service. Zgodnie z nazwą miały to być krótkie tekstowe komunikaty w rodzaju „usługa została wyłączona” czy równie romantyczne „zlecenie przyjęto do realizacji”. Jednak szybko okazało się, że dla nastoletnich użytkowników to doskonała forma komunikacji – sposób wyrażania myśli i uczuć niewymagający bezpośredniego kontaktu czy wprawiania się w trudnej sztuce prowadzenia i podtrzymywania rozmowy.
Dziś nie do pomyślenia jest telefon bez możliwości wysyłania SMS-ów. Podobnie niebawem nie do pomyślenia będzie dom bez automatyki. Dzisiejsze narzekania malkontentów na takie inteligentne budynki przypominają wymądrzanie się na temat kalectwa językowego użytkowników usługi SMS. Zaczęło się od 160 znaków, a doszliśmy do powieści pisanych w tego typu komunikatach. Domy nazywane obecnie inteligentnymi w nieodległej przyszłości staną się w pełni konwergentne, czyli faktycznie inteligentne. Odwrotu nie mamy. Pozostaje nam dostosować się albo… dostosować.